„Śląsk wymyślony”... inaczej

09 listopada 2012

Drukuj artykuł
Kategoria:
Kultura i Edukacja

Czy dysertacja doktorska może rozgrzać emocje i zgromadzić grono dociekliwych nie-naukowców? A no może, pod warunkiem, że temat ciekawy i autor zadziorny. A tak stało się w przypadku pracy i osoby dr Michała Smolorza, publicysty i producenta telewizyjnego, oddającego w ręce czytelników książkową wersję swej pracy doktorskiej pt. ”Śląsk wymyślony”. Podczas kolejnego, 60. już czwartkowego spotkania w Muzeum Miasta Mysłowice przybyli goście mieli okazję stanąć oko w oko z Autorem, zadać kilka pytań, a nawet „przyszpilić” autora. Czy skorzystali z okazji?

Dziesięć lat przygotowań zaowocowało pracą budzącą skrajne emocje i oceny. Jest to niewątpliwie praca obszerna, udokumentowana, a co najważniejsze, na czasie. Nic więc dziwnego, że jej promocja zgromadziła publiczność liczną, różnorodną i ciekawą tego co Smolorz będzie miał do powiedzenia. Prośbę o zwięzłe omówienie książki Autor potraktował uprzejmie i – na szczęście - niemal odmownie. I słusznie, bo czyż można żądać bryku ponad 350 stronicowej pracy? Czy wolno wertować ją po łebkach, na kolanie? Temat jest zbyt obszerny i poważny, by potraktować go w ten sposób. Ale nie ma tego złego...

W swobodnym wykładzie Smolorz mógł zabłysnąć erudycją, zaskoczyć interesującymi dywagacjami,
potencjalnych czytelników. Ci, którzy chcieli zaskoczyć go niemieckimi cytatami – musieli uznać, że język Goethego zna biegle, a piosenkę czy wiersz, potrafi dopowiedzieć i dośpiewać. To rzadkość. Widać, że dni spędzone we wrocławskich (i nie tylko) archiwach, lektury i rozmowy, nie były powierzchowne. Przedmiotem rozważań Smolorza - zawartych w jego pracy - jest krytyczna analiza poczynań kolejnych włodarzy Śląska, którzy na bieżący obstalunek polityczny kreowali wizerunek Śląska, Ślązaków i ich kultury. Wtłaczali w nie nową zawartość. Dla własnych potrzeb. Czy z korzyścią dla Śląska i Ślązaków? Ekipę wojewody Grażyńskiego autor ocenia wysoko ze względu na jej propagandowy i artystyczny profesjonalizm. Ma jednak za złe tworzenie nowego wizerunku, zarzucając mu sztuczność. Powstanie i działalność PLZPiT „Śląsk” również wpisuje się w tę logikę. Ładnie, odświętnie ale nieprawdziwie. Choć o filmach Kazimierza Kutza i o nim samym wypowiada się w superlatywach, to konstatuje propagandowe wykorzystanie jego filmowych dzieł. Smolorz nie bez racji zauważa, że u podłoża podejmowania takich „kulturotwórczych działań” - i za czasów niemieckich i polskich – leżała świadomość rządzących, o potrzebie tworzenia „mitu założycielskiego”. Po to by na nowo ukształtować wizerunek Śląska i Ślązaków, uznawany później przez nich samych za autentyczny, za własny. I odmienny od poprzedniego. Niezależnie jednak od wartości merytorycznej czy profesjonalizmu realizatorów, procesy te Smolorz ocenia krytycznie. Do tablicy wzywa współpracowników wojewody Grażyńskiego, Stanisława Hadynę i Kazimierza Kutza.

Czy jest to wybór trafny i reprezentatywny dla całego procesu – ocenią czytelnicy. Smolorz bezlitośnie kpi z obiegowych opinii na temat Śląska i Ślązaków, batoży polityków, dziennikarzy i przeciętnych współobywateli RP. Ślązaków również. Za stereotypy, niewiedzę i wygodnictwo. Warszawka sama prosi się o ironię. Bo z Warszawy na Śląsk jest ciągle daleko. A strach przed Czarnym Ludem, któremu marzy się jakaś tam autonomia – zaćmiewa trzeźwość ocen. To, że Smolorz potrafi zażartować, zaśpiewać czy odegrać scenkę rodzajową – ujawniając tym niewątpliwie inklinacje kabaretowe i vis comica – nie zmienia postaci rzeczy. Temat Śląska, jego tożsamości i przyszłości traktuje ze śmiertelną powagą. Smolorz wysoko ceni profesjonalizm speców od tworzenia „nowej kultury śląskiej” - od czasów Grażyńskiego, po komunę włącznie. Intencje - niżej. Teraz to pole jest ziemią niczyją. Oddano je w ręce amatorów, klezmerów weselno-knajpianych.

Disco w połączeniu z heimatowymi szlagrami owocuje twórczością, od której zbiera się na - cytując Smolorza - mdłości. Dostało się więc samozwańczym „ludowym twórcom śląskim” - w sombrero i skórzanych porteczkach - kreującym jakieś niby-śląskie kawałki, z jodłowaniem włącznie. Łaskawość niektórych mediów dla tych koszmarnych pseudo-, a tak naprawdę anty-śląskich kawałków, woła o pomstę do nieba. I trudno się z Autorem nie zgodzić. Konformizm i brak wiedzy każe ludziom identyfikować się z narzuconymi wzorcami. A to dobrze o nich nie świadczy. Mniejszość niemiecka na Śląsku również dziś popełnia ten sam błąd (?) wyśpiewując „prastarą ludową piosenkę niemiecką o miłości do Heimatu”, obstalowaną – a jakże - za czasów III Rzeczy i Adolfa Hitlera. Bo druga zwrotka tejże „prastarej piosenki” obnaża drapieżne oblicze hitleryzmu. Więc czy nie wstyd to śpiewać? Ten wytrawny polemista słynący ostrością wypowiedzi, taśmowo przysparza sobie wrogów, polemiki podejmuje ochoczo i sprawia wrażenie osoby odpornej na uszczypliwości. Co ważne, ma wierne grono czytelników, w tym wielu podzielających jego zdanie w poruszanych kwestiach. To nakłada na niego szczególne obowiązki. Przede wszystkim rzetelności. Michał Smolorz jest osobą barwną, nie zwalnia nikogo z obowiązku wiedzy, krytycyzmu a nawet nieufności. Bezmyślne powtarzanie zasłyszanych czy wręcz podpowiadanych opinii uważa za niewybaczalny błąd.

Czy z  wszystkimi tezami Smolorza trzeba się zgadzać? Warto jego książkę przeczytać, zgłębić i - korzystając z jego rady - wyrobić sobie własne zdanie. Jakie jest autentyczne oblicze Śląska? Każdy z nas nosi w sobie własną wizję przeszłości i tożsamości – wyniesioną nie tylko ze szkoły czy kina, ale również z domu, dzielnicy, z opowiadań rodziców i dziadków. Tu Smolorz zarzuca ludziom krótką pamięć i podatność na manipulację. Liczne podane przez niego przykłady mogą budzić niepokój. Któraż więc wersja historii naszego podwórka i nas samych jest prawdziwa? Czy któraś – nie daj Boże - będzie powszechnie obowiązująca? Tu na szczęście Smolorz zdaje się na naszą dociekliwość i krytycyzm. Jako sprawny mówca – w kozi róg zapędzić się nie dał, co nie oznacza, że z wszystkimi jego opiniami zgadzać się trzeba.

Korzyścią intelektualną z czwartkowego spotkania w MMM jest konstatacja nad stanem wiedzy o przeszłości i zastanowienie się nad kwestią przyszłości naszego regionu. Bo z przeszłością rozprawia się Smolorz w imię przyszłości. Jakiej? Długa kolejka po książki i dedykacje oraz rozmowy toczone w mniejszym już gronie były dowodem, że Autor poruszył temat ważki. Naprędce budząca się refleksja i pytanie: czy opisywane przez niego działania przyniosły same szkody, pozostaje - zdaniem wielu słuchaczy - bez jednoznacznej odpowiedzi. Co ciekawe, dyskusja wywołuje nowe pytania. Jakie jest zaplecze intelektualne nowego Śląska? Jakie są uwarunkowania polityczne i jaka przyszłość czeka Śląsk? Kto ma być siłą sprawczą? Na te pytania gotowych odpowiedzi jeszcze nie ma. A te podawane naprędce, są niezadowalające. Zbyt pochopne i koniunkturalne, by nie rzec wprost – populistyczne. Przed tym Smolorz – świadomie, czy mimo woli - ale ostrzega. Czy Śląsk - znów przypadkiem - nie jest przedmiotem rozgrywki? I co z tego będziemy wszyscy mieli, prócz nowych podziałów i wzajemnych nienawiści? Za rzetelną odpowiedź na te i kolejne pytania – bez ironii - kilka habilitacji i profesur już czeka. A może i coś ważniejszego...
 

Marek Blaut

O Autorze

Redakcja

Inne posty tego autora

gazeta_myslowicka logo-tvmyslowice